Uwagi do gosci

odpowiadam wyłącznie na posty na które chce mi się odpowiedzieć ... bo warto . nie zamierzam , na razie , moderować wpisów , usuwać inwektyw , walczyć z wiatrakami itp. pamiętajcie jedynie "polemisci" , trolle i sfrustrowani , że czytając mój blog i wypisując swoje uwagi zwiększacie jego "oglądalnosć" , a tym samym przyczyniacie się do rozpowszechniania moich poglądów . Dziękuję

wtorek, 27 sierpnia 2013

A może by do Egiptu....

.... do Egiptu lub do Syrii. Ostatnio głosno o wycieczkach do tych państw. Do jednego jeżdżą sobie ludzie na wakacje nie zważając na ostrzeżenia MSZ, a do drugiego coraz częsciej zamierzają się wybrać na wycieczkę ludzie oddelegowani przez MON przy akceptacji MSZ. Na szczęscie jak na razie nie nasz MON i nie nasz MSZ, ale kto wie czy się to nie odmieni. A ja tak sobie myslę, czy i jedni i drudzy nie popełniają błędu. Do chwili obecnej tylko raz jakas grupa miała trudnosci z wyjazdem z Egiptu, ale czy to będzie trwało bez zmian? Czy wyjeżdżając nie powinno się brać pod uwagę tego, że to jest inny swiat, inna mentalnosć i nawet będąc w bezpiecznej enklawie trzeba się do niej i następnie z niej wydostać przez, nazwijmy to, interior. Jadą do kraju w którym jak by nie patrzył obalono legalną władzę i w którym jest stan wyjątkowy, a on dotyczy nie tylko tuziemców jak się ostatnio przekonali dwaj dziennikarze. Jest to kraj w którym scierają się różne siły, a nie wszyscy są cudzoziemcom życzliwi bo nie wszyscy czerpią z nich korzysci. Czy warto ryzykować? Jeszcze bardziej mnie jednak bulwersują ci którzy zaczynają pakować sprzęt wybierając się na wycieczkę do Syrii. Podobno ma być szybka, tylko samolotami, ewentualnie kilka bezzałogowych...takich z bardzo krótkimi skrzydełkami i które lecą tylko w jedną stronę. I tak sobie myslę, czy kiedys decydujący o takich wycieczkach nabiorą rozumu. Czy nauki których powinni nabrać po Iraku, Afganistanie wczesniej Somalii nic nie dają. Łatwo jest na taką wycieczkę pojechać trudniej natomiast wrócić, bo to albo okazuje się że gospodarze tak usilnie chcą zatrzymać "drogich" gosci, że psują im helikopter, żeby tylko zostali na dłużej, a może i na zawsze(vide Mogadiszu), albo okazuje się po fakcie, że nie tylko nikt nie zapraszał ale i przyczyny przyjazdu z kurtuazyjną wizytę były mocno naciągane (Irak) czy jak w przypadku Afganistanu pojechalismy spotkać się z jednym z gosci zaproszonych tam wczesniej, zostalismy nawet gdy on wyjechał bo jemu na spotkaniu nie zależało aż tak bardzo i teraz ni cholery nie wiemy kiedy i jak wrocić do domu żeby wyjsć z twarzą a nie z wypiętą .... drugą stroną medalu. Jedno co jest niezmienne to, że zawsze zostawiamy większy burdel niż zastalismy. Pisząc MY mam na mysli nie nas Polaków lecz ogólnie cywilizację zachodnią. Ciągle mi się kojarzą te wyprawy z krucjatami chrzescijańskimi a to do Ziemi Swiętej, a to bliżej do Prus, a to do Ameryki czy Afryki. Wszędzie wprowadzalismy "cywilizację" za pomocą miecza, ognia i krzyża. Teraz zamiast "krzyż" jest "demokracja" ... też ideologia w pewnym stopniu utopijna. Jakos przez tyle wieków nie potrafimy się nauczyć by dać żyć innym po swojemu. Dochodzić do prawd objawionych w swoim rytmie i z zachowaniem swoich obyczajów. Niestety przysłowie o dobrych chęciach sprawdza się najszybciej. Nie wierzę w humanitarne misje pokojowe których celem jest ochrona życia przez zabijanie, szczególnie gdy jest stosowane wybiórczo. W Srebrenicy nikt nie strzelał do europejczyków wyrzynających innych europejczyków, do Irakijczyków, Afgańczykó Libijczyków jakos łatwiej to przychodzi. Nie dziwmy się potem, że i do nas przyjadą z drobnymi prezentami, a że są niesmiali i wiedzą , że są to bardzo skromne prezenty to zostawiają je w autobusach, metrze, samolotach.

wtorek, 14 maja 2013

Inni

Jadę sobie dzisiaj do domu po pracy i tradycyjnie słucham 3 . W porze powrotu jest zazwyczaj audycja publicystyczna z tele-udziałem słuchaczy. Zwykle jakis temat wiodący, a prócz tego telefony w innych sprawach. Dzisiaj tematem była profilaktyczna mastektomia wykonana przez Angelinę Joli, a tematem dodatkowym rządowa propozycja pomocy "mieszkanie dla młodych". Większosć wypowiedzi dotyczyła mastektomi, wiele było bardzo osobistych, kobiet które przeszły taką operację, sporo wypowiedzi lekarzy o wskazaniach, przeciwwskazaniach, zagrożeniach. I nagle dzwoni jakis facet i agresywnie ruga redaktora prowadzącego, że radio zamiast mówić o kolejnej eskalacji walk w Syrii, zmianie władzy i napięciu w Pakistanie i jeszcze czyms podobnym zajmuje się taką pierdołą jak operacja aktorki. Nie ukrywam, że Kuba Strzyczkowski kolejny raz wzbudził we mnie szacunek jako dziennikarz bo po kilku sekundach milczenia stwierdził, że chyba mówienie o chorobie która może dotknąć kilka milionów kobiet jest dosć istotnym tematem, a tamte tematy również były omawiane dzisiaj w innych audycjach. Potem w sprawie tematu pobocznego, znów w większosci omawianego czy recenzowanego dosć rzeczowo z punktu widzenia dostępnosci czy przydatnosci proponowanego programu pomocy młodym, dzwoni jakis gostek i mówi, że on nie zgadza się, by z NASZYCH pieniędzy komus pomagać. On sobie zbudował dom z pomocą ojca i kuzyna i nie widzi powodu by innym miało pomagać państwo. Przypomniałem sobie wówczas ostatnio czytany artykuł o badaniach naukowych przeprowadzonych w Europie sprawdzających, nazwijmy to preferencje społeczne, w różnych krajach. Wyszło z nich, że jestesmy tak odmienni, że w kilku dziedzinach stworzono oddzielną kategorię dla Polski. np. w zakresie aktywnosci społecznej, przynależnosci do organizacji, jest grupa aktywnych, srednio aktywnych, mało aktywnych i my. Podobnie jest z zainteresowaniem tym co się dzieje dalej niż za czubkiem nosa czyli np. czytanie gazet, oglądanie programów informacyjnych po prostu ciekawosć swiata. Generalnie jestesmy bardzo pasywnym społeczeństwem. Ciekawsze są jeszcze inne wyniki jestesmy w grupie najbardziej zadowolonych z obecnej formy demokracji w przeciwieństwie do innych społeczeństw które w związku z obecnym kryzysem zarówno gospodarczym jak i zaufania do istniejących instytucji szukają nowych rozwiązań. Łączy się to chyba z tym, że znów jako oddzielna podgrupa mamy największe zaufanie do dziennikarzy, księży i ...tu się usmiejecie, polityków, najmniejsze natomiast do lekarzy, naukowców, nauczycieli i policji. No i w grupie osób którym nie ufamy są oczywiscie przedsiębiorcy ale tutaj dzielimy zaszczyt czołowego miejsca z Francuzami i Hiszpanami...Hiszpanom się nieco nie dziwię. Na schizofrenię jednak mi zakrawa, że mamy jednoczesnie największe zaufanie do kapitalizmu (jak zrobić kapitalizm bez kapitalistów ?) , jestesmy przeciwni wtrącaniu się państwa do gospodarki i jednoczesnie państwo ma zapewnić opiekę obywatelom. Czyli chcemy kapitalizmu z ludzką, socjalistyczną twarzą wprowadzanego przez zaufanych polityków namaszczonych przez biskupa wbrew bzdurnym teoriom naukowców mówiących , że po pierwsze to nie jest możliwe, a po drugie wiemy bo już to było. Ciekaw jestem co nam z tego wyniknie za czas jakis ...niestety prawdopodobnie jeszcze trochę pożyję, a nie wybieram się na emigrację... Coraz bardziej mnie kusi założenie partii, nic nie zrobię ale będę wzbudzał zaufanie.

czwartek, 21 lutego 2013

Odpowiedzi na dopowiedzi

Z uwagi na przerwę grypianą opusciła mnie wena. Postanowiłem ją jednak za włosy przyciągnąć i przelać na ekran ciąg dalszy przemysleń rozmaitych zainspirowanych po częsci dopowiedzeniami pod poprzednim postem. Pociechą niewielką dla mnie jest, że wena opusciła i naszych polityków i naukowców i dziennikarzy poważnych. W zasadzie więc o co mam pretensje? Tacy jestesmy, działamy gdy nas cos najdzie, gdy wielka potrzeba, gdy cos się wali i trzeba podtrzymać, a najchętniej to z szabelką na wroga bo codziennosć nas męczy.
Może jednak należy to zmienić, a w zasadzie przypomnieć sobie, że byli i u nas wizjonerzy lub po prostu ludzie patrzący dalej i szerzej. Zamiast wciąż przypominać i swiętować te chwile gdy chwalebnie dostawalismy w dupę, promować te chwile i tych ludzi którzy w pocie czoła tworzyli podwaliny pod przyszłosć. Zamiast swiętować wyniszczenie podstaw gospodarki w wyniku "ruchawki" 1863 roku promować ciężką pracę w Wielkopolsce która tę gospodarkę choć w niewielkiej czesci kraju do swiata przybliżała. Nie przypadkiem to tam było jedyne zwycięskie nasze powstanie, bo było przygotowane i efektem nie było zniszczenie kompletne miasta i smierć tysięcy najlepszych lecz ich ocalenie dla przyszłosci. Po prostu miał kto pracować, a nie pozostali wyłącznie ci którzy mieli  opłakiwać naszych drogich poległych. Wciąż zachodzę w głowę jak grupa społeczna która stanowiła około 10% ludnosci narzuciła swój ogląd swiata całej reszcie i to w dodatku tak, że wszyscy czują się ich "spadkobiercami" zarówno tradycji jak i chwały. Szkoda, że najczęsciej i wszelkich przywar w tym głupoty prostej, zacietrzewienia i sobiepaństwa ze szczególnym uwzględnieniem braku szacunku dla wszelkich "wojewodów". Cudem w tej sytuacji jest, że znajdowali się  u nas wizjonerzy, a w zasadzie jak wczesniej wspomniałem, ludzie potrafiący patrzeć dalej niż tu i teraz. To on zbudowali np. Gdynię czy COP, ale i fabryki trochę większe niż gorzelnia przy folwarku.
To, że społeczeństwo w swej gromadzie żyje dniem dzisiejszym i tym za co kupić chleb, cos do chleba i jak spłacić kredyt jest chyba normalne w każdym zakątku swiata. Jednoczesnie jednak to społeczeństwo mądrze pokierowana lub popchnięte lub zmanipulowane lub odpowiednio przygotowane, dowodem i akcje Naszego Dziennika czy Trwam wspominane i akcje ACTA nie wspominane. 
Dlaczego nie wykorzystać tego ku lepszym celom, przygotowując, popychając w kierunku zmian i w kierunku również poszukiwania zmian i innych rozwiązań. Nigdzie i nigdy ludzie z wizją nie stanowią większosci, ale muszą być w ogóle i cierpliwie wskazywać kierunek. A media, szczególnie publiczne, ale i te bardziej odpowiedzialne prywatne, są od tego by te wizje dostrzec i promować, a co najmniej stwarzać pole do dyskusji, dyskusji cierpliwie powtarzanej, a nie porzucanej co chwila dla kolejnego "niusa".
Dorosłem w czasach gdy pod rządami wrażej "komuny" istniało cos takiego jak konwersatorium Doswiadczenie i Przyszłosć gdzie myslano jak w warunkach "przejsciowych trudnosci" stworzyć cywilizowany kraj. To były czasy gdy przy cenzuralnych ograniczeniach "Polityka" była opiniotwórczym pismem, a w "Przeglądzie Technicznym" pisali Ernest Skalski czy Sylwester Thieme uczący podstaw normalnej ekonomi i szukający rozwiązań jak te podstawy wprowadzić w życie. To były czasy gdy Stefan Bratkowski czy Mieczysław Rakowski wskazywali kierunki zmian. To wynikiem takiej cierpliwem publicystyki byla pierwsza i jedyna do dzisiaj prawdziwa reforma uwalniająca działalnosć gospodarczą czyli reforma Rakowskiego-Wilczka.
Była możliwa do wprowadzenia, wbrew obowiązującej doktrynie, własnie dlatego, że wczesniejsza dyskusja stanowiła zaczyn, drożdże i przygotowała mentalnie do jej przyjęcia. Obecnie chyba tylko Jacek Żakowski jest dziennikarzem który porusza tematy inne niż bieżące, widzącym szerzej niż nasze podwórko i widzącym inne możliwosci niż powszechnie przyjmowane jako jedynie możliwe. Jego "Anty TINA" powinna być lekturą obowiązkową od najwczesniejszych klas bo uczy własnie, że nie zawsze to co jedyne jest naprawdę jedynym możliwym. Mimo upływu lat od wydania jest ciągle aktualna.

c.d. nastąpi ...lub nie

wtorek, 5 lutego 2013

co dalej Polsko?

jako, że z założenia miał to być blog "poważny" społeczno-ekonomiczny, powoli  w tym kierunku dążę w kolejnych postach.
    nurtuje mnie od dłuższego czasu tytułowe pytanie. ciągle mi brakuje w dyskusjach wszelkich gremiów szerszej perspektywy. wciąż wszelkie dyskusje skupiają się na bieżących miałkich sprawach, a to czy zbudowano odpowiednią ilosć dróg i dlaczego zbyt mało, czy samolot dupnął na ziemię z powodu helu, alkoholu czy zwykłej nieudolnosci i brawury, czy szkół jest za dużo czy za mało i dlaczego moje dziecko ma mieć dalej oraz czy przywileje jakiejs grupy są zbyt małe,czy zbyt duże i dlaczego to nie moje przywileje.
    nie twierdzę, że są to sprawy mało ważne, też często mam jakies zdanie na ich temat i czasem nawet je wypowiadam, brak mi jednak w tych sprawach szerszego kontekstu. bo dopóki nie okreslimy celu, dokąd dążymy, to nie będziemy wiedzieli czy robimy to własciwymi metodami i z zastosowaniem własciwych srodków, również w zakresie dróg, szkół i przywilei. wciąż pozostajemy w doraźnosci i celów i osiągnięć.
   jako człowiek w latach już nieco posunięty przeżyłem kilka  reform rozmaitego autoramentu, zmianę systemu, upadek gospodarki, jej rozwój, parę kryzysów w tym małżeńskie. i jedno co pamiętam jako niezmienną stałą-stałą to to, że ciągle gonimy swiat.   pamiętam też, że ciągle w tym biegu czujemy czyjs oddech na plecach. raz jest to oddech tych którzy biegną z nami lub nas doganiają, a często niestety jest to oddech tych którzy nas dublują i robią już kolejne kółko na bieżni. 
może więc warto zastanowić się po co my tak gonimy, a przede wszystkim dokąd. już kiedys bylismy szóstą czy siódmą potęgą gospodarczą swiata, okazało się że dętą. chcemy powtórki? nie jestem przy tym zwolennikiem teorii, że wszystko zostało rozsprzedane lub rozkradzione. ot po prostu gonilismy swiat nie w tym kierunku, a często inni pobiegli szybciej i dalej. gospodarka to nie jest sprint lecz sztafeta. jak ma się dużo zawodników, tak około miliarda, to wygra się z każdym. to kwestia skali.
   w związku z tym rozważam często, szczególnie że jestem człekiem leniwym, a może by tak usiąsć? usiąsć i zastanowić się jakie mamy szanse wygrać bieg, jakie mamy atuty i w jakiej dyscyplinie wystartować. 
w produkcji masowej nie wygramy z Chinami, Indiami, Indonezją czy nowym graczem wchodzącym na rynek Brazylią. w produkcji wysoko przetworzonej nie przeskoczymy obwarowań patentowych, licencyjnych oraz koniecznosci zainwestowania ogromnych pieniędzy w rozwój. zwyczajnie nie mamy takiej kasy i nie mamy naukowców nastawionych na szukanie rozwiązań komercyjnych, pracujących ku celowi, a nie na poziomie badań podstawowych.  niebieski laser czy grafen to raczej wypadki przy pracy niż reguła.
mam w związku z tym powyżej taki niesmialy pomysł, stwórzmy swoją niszę. bądźmy skansenem Europy, a biorąc pod uwagę postępującą globalizację, w niezbyt odległej przyszłosci skansenem swiata . i wbrew pozorom nie rzucam tego pomysłu dla żartu. jest to pomysł oparty na zasadach gospodarki, tworzenia firm. jesli nie masz szans w konkurencji istniejących produktów wykreuj nowy produkt tak indywidualny, by jak najdłużej być jedynym jego dostawcą. ciekaw jestem Waszego zdania, swoje, jesli wzbudzi zainteresowanie, rozwinę w kolejnym poscie.....jak mnie najdzie by go napisać.

p.s. Ewa zwraca mi uwagę, że nie odpowiadam na wpisy pod moimi postami i że jest to niegrzeczne.
tworząc bloga, pozwoliłem sobie zamiescić notkę, że nie będę odpowiadał na wszystkie wpisy. odpowiadam gdy moja notka wnosi cos nowego lub rozwija temat poruszony . zapewniam, że wszystkie wpisy czytam z uwagą...i odnotowuję kto u mnie NIE pisze
  

wtorek, 29 stycznia 2013

wyznanie państwa

czy jestesmy panstwem wyznaniowym? osmielam się stwierdzić, że tak. nie jest istotne, że w Konstytucji mamy zapisaną neutralnosć swiatopoglądową, ani to , że taka neutralnosć jest wciąż deklarowana przez naszych władców. istotne jest faktyczne stanowienie prawa i obyczaju.
o tym, że mam rację swiadczy wiele zaszlosci i rzeczy dziejących się teraz. poczynając od samego uchwalenia wspomnianej Konstytucji i dyskusji nad odwołaniami do Boga, przez prawa stanowione w tym o komisji majątkowej  przyznającej profity kosciołowi katolickiemu i udupionej natychmiast po stwierdzeniu przekrętów. o tym, że jestesmy państwem wyznaniowym swiadczy fakt indoktrynacji dzieci w szkolach na praktycznie przymusowych lekcjach religii. nie mówmy o dobrowolnosci i możliwosci wyboru biorąc pod uwagę srodki nacisku i możliwy ostracyzm srodowiskowy dotykający zarówno dziecko jak i rodziców. czym jak nie praktycznym wprowadzaniem zasad państwa wyznaniowego jest stawianie na bacznosć ministrów lub posłów przez hierarchów koscielnych, wzywanie do wyjasnień, uzgadnianie praktycznie wszystkich istotnych ustaw z kosciołem? 
czym jak nie wprowadzaniem zasad państwa wyznaniowego jest udupienie wszystkich projektów ustaw o związkach partnerskich?  pomijam przy tym chamstwo, arogancję i zwykłą niegrzecznosć wyznawcó jedynej słusznej wiary. ich ignorancja we wszelkich sprawach jest zwyczajnie oczywista. ta ignorancja szczególnie wyraźnie jest widoczna własnie przy dyskusjach o sprawach które wymagają  zastanowienia, empatii, zrozumienia dla innych ludzi i miłosci dla nich. tego wszystkiego czego naucza ich religia. to przecież w państwach wyznaniowych wszyscy muszą się dostosować do wymogów obowiązującej religii. tak jest w Iranie w Izraelu w Arabii Saudyjskiej. ale tam nie boją się przyznać tak rządzi u nas religia. przyznajmy i my. 
wówczas eksponowana obecnosć przedstawicieli Koscioła na każdej uroczystosci państwowej będzie usprawiedliwiona, wówczas odwołanie do Boga w przyrzeczeniu poselskim czy ministerskim będzie uprawnione. ale dopóki nie powiemy głosno "tak jestesmy państwem wyznaniowym", dopóki nie zapiszemy tego w Konstytucji to na pogrzebie kardynała Glempa nie powinno być Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego. Mógł być Bronisław Komorowski pełniący funkcję Prezydenta RP, prywatnie. bo nawet jesli przyjmiemy, że był to pogrzeb wysokiego funkcjonariusza obcego państwa to powinien tam być urzędnik państwowy niższej rangi niż Prezydent.
robi mi się duszno w naszym kraju 
 

poniedziałek, 31 grudnia 2012

podsumowanie

              Kończy się kolejny rok i stwierdzam kolejny raz, że w zasadzie nic się nie kończy. To pocieszające. Mniej radosne jest to, że tym samym nic się nie zaczyna. Nadają własnie w mojej 3-jce stary przebój Czerwonych Gitar "To był rok, dobry rok z żalem dzis żegnam go..." ... z żalem nie, ale i nie z radoscią, ot minął. 
Z jednej strony to był dobry rok, bo go przeżyłem,   przeżyłem z kims kto jest mi bliski, a już przez kilka wczesniejszych lat nie przypuszczałem, że ktos taki ze mną będzie. Nie było mi z tym przekonaniem źle, ale nie było i radosnie.
   Podsumowując ten rok, jak i wczesniejsze lata, bo przecież nic się nie kończy nic nie zaczyna, od strony zawodowej był byle jaki. Zazdroszczę, ale bez zawisci i żółci, Teatralnej jej pasji, zaangażowania i radosci z jaką pracuje i opowiada o pracy. Ja tej pasji juz od dawna nie mam, a praca jest dla mnie tylko źródłem sródków do życia. Mam nadzieję, że nowe zajęcie w jakie pomału wchodzę da mi choć trochę tej przyjemnosci.
   Podsumowując rok domowo, prywatnie, osobiscie ...jest dobrze i tu tym bardziej dobrze, że nic się nie kończy nic nie zaczyna... to znaczy, że będzie dobrze. Bo dobrze jest gdy jest się z kims z kim jest dobrze nawet jak nie jest dobrze. Poza tym jakąż radosć dać może gdy Juniorka odezwie się ludzkim głosem :-) , koty nie uciekają i trafia się do domu bez sprawdzania adresu na karteczce wszytej w wewnętrznej kieszeni, do tego zdrowie nie najgorsze...czegóż chcieć więcej. Od dawna twierdzę, że nie należy szukać SZCZĘSCIA lecz zauważać małe radosci które zazwyczaj leżą gdzies przy scieżce którą drepczemy.
   Tak więc nic nie kończąc i nic nie zaczynając podsumowuję .... lubię swiat jaki mnie otacza czego i Wam życzę, bo Was też lubię.

p.s. ostatnio trafiłem gdzies na spostrzeżenie, że słowo "żółć" jest najbardziej polskim słowem, składa się z samych polskich liter, podkreslajmy polskosć w inny sposób ...np. wycinając hołubce